środa, 29 lipca 2009

Już po egzaminie

Zdałem na 4,5! :) Przed egzaminem denerwowałem się, dyskutując (i migając) z kolegami z grupy na korytarzu. Nerwy przeszły mi chwilę po wejściu. Muszę zauważyć, że lektorka wytrzymała ze śmianiem się z mojej mimiki aż do momentu, kiedy zamiast numeru 18 zestawu zamigałem numer 13 - i chyba nawet nie płakała ze śmiechu ;) Moja mimika ją rozśmiesza :D

Na egzaminie mieliśmy zamigać dziesięć wylosowanych znaków, potem był dialog między egzaminatorami a uczniem, potem tłumaczenie jednego wylosowanego zdania, które migał egzaminator, na język polski, potem odwrotnie - tłumaczenie wylosowanego zdania na PJM, a w końcu przeczytanie, zapamiętanie i zamiganie opowiadania zapisanego w języku polskim. Wydaje mi się, że pomyliłem się tylko w jednym zamiganym słowie z pierwszej listy - miałem zamigać NEGACJA, ale nie chodziło jednak o "znak niemanualny" ;) Ostatniego znaku na liście nie przerabialiśmy na zajęciach (CHARAKTER-CHCIWY), ale na szczęście przerabialiśmy znak NIE-BYŁO, co umożliwiło mi poproszenie o inny znak do zamigania :D Dialog był na temat tego, czy uważam, że PJM jest trudny, gdzie pracuję i dlaczego uczę się PJM. Po tym jak oświadczyłem, że jestem tłumaczem i znam angielski perfekcyjnie, egzaminator poprosił mnie o przetłumaczenie napisu na koszulce kolegi, ale niestety zaciąłem się po pierwszym z 3 zdań (tam była gra słów, a niestety nie braliśmy znaków WIĘCEJ i MNIEJ, które były niezbędne).

Moim zdaniem do przetłumaczenia z PJM było "Uczę się dwóch języków: polskiego i migowego" (banał! strasznie się ucieszyłem), a zdaniem do przetłumaczenia z j.pol. na PJM było "Gdzie chodzisz na kurs PJM?". Miałem z tym zdaniem problem, bo nie byłem pewien, jak dosłownie konstrukcja polska ma być przetłumaczona na PJM. Zamigałem chyba coś w stylu "KURS PJM TY CHODZIĆ (przestrzennie od kursu do kierunku elementu, do którego odnosiło się TY) ?GDZIE?" - ale wcale nie jestem co do tego przekonany. W komisji oprócz 2 nieznanych mi osób (znanych z widzenia) zasiadała moja lektorka, która w reakcji na moje tłumaczenie odpowiedziała, że jest niby w porządku (z naciskiem na "niby"), ale poprosiła, żebym zamigał to inaczej. Tutaj postanowiłem przetestować swoją intuicję i kreatywność PJM i wymyśliłem, że opuszczę znak CHODZIĆ - zamigałem KURS PJM TY ?GDZIE? w założeniu, że może egzaminator z kontekstu wywnioskuje, że to ten kurs, który jest z jego osobą związany ("jego kurs"), ale nie jestem pewien, jak mi to wyszło ;) Przynajmniej pamiętałem o mimice pytającej. Zastanawiałem się, czy ma być KURS PJM czy PJM KURS - konkretnych informacji o składni było tak naprawdę mało, ale ciąle podkreślano, że najpierw jest ogólne pojęcie, a potem modyfikator (uściślenie, określnik, zaimek dzierżawczy, itp). Także założyłem, że pojęcie KURS u native signera będzie tym bardziej ogólnym, a PJM jego dookreśleniem. Nie wiem, czy dobrze, ale chyba ogólnie w porządku ;)

Moje opowiadanie brzmiało mniej więcej tak:

Witam! Nazywam się Ewelina Opania. Jestem niedosłysząca. Migam PJM słabo, ale SJM znam biegle. Wiecie, co teraz robię? Studiuję matematykę na PK.

"Witam" zamigałem chyba nieco niedbale - w pewnej chwili, kilka dni po wprowadzeniu znaku WITAM (robionego obiema rękami), wprowadzono nam znak DZIEŃ DOBRY (jedną ręką) i od tego momentu ja wciąż nie wiem, który jest który ;) Po rozpoczęciu migania mieliśmy nie spoglądać na karteczkę z opowiadaniem, a ja zapomniałem, czy w trzecim zdaniu było "SJM migam biegle" czy "SJM znam biegle" i postawiłem na ten drugi wariant ;)

Ostatnie 2 zdania były największym i najciekawszym wyzwaniem. A dlaczego? Otóż w sobotę dowiedzieliśmy się od lektorów, że na egzaminie nie będą obowiązywać: czas przeszły, czas przyszły, oraz pytania retoryczne (a poza tym pierwsze wylosowane 10 słów do zamigania będzie trzeba przepalcować). Dzień przed egzaminem (czyli w poniedziałek) okazało się jednak, że na egzaminie będą pytania retoryczne (a tak naprawdę - że pojawiają się praktycznie w każdym zestawie). Czasu przeszłego i przyszłego niby miało nie być, ale w opowiadaniach znajdowały się zdania typu "Dr Tomaszewski napisał wiele książek o tematyce KG" albo "W przyszłości będę pracował jako tłumacz języka włoskiego" - czyli czasy te jednak były. Co jest dosyć kuriozalne, ponieważ ja na przykład dalej nie wiem, jak zamigać NIE-BĘDZIE. A co do pytań retorycznych - wprowadzono je na jednych zajęciach, lektorka podała stosunkowo dużo przykładów, wytłumaczyła, że mimika jest inna, niż przy pytaniach szczegółowych (czyli otwartych), pokazała trochę tę mimikę (niestety nie zauważyłem jej dobrze, bo przepisywałem przykładowe zdania) i tyle. Na filmikach, które dostaliśmy (a raczej - mogliśmy sobie przegrać), w funkcji pytania retorycznego pokazano tylko znak ?DLACZEGO? - i na tym oparłem swoją mimikę w pytaniach retorycznych. Przykładów też nie robiliśmy wiele (zaprezentowano nam kilka przykładów, nie wytłumaczono prawie wcale, kiedy stosuje się te pytania retoryczne - na szczęście tłumaczyło to kilka zdań w naszym podręczniku). Na egzaminie ostatnie 2 zdania przetłumaczyłem jako jedno, z zastosowaniem pytania retorycznego na znaku ?JAKIE? - była to moja własna improwizacja na temat gramatyki PJM - włącznie z tym, jaką mimikę należy zastosować w takim retorycznym ?JAKIE? (oparłem ją na tym, co widziałem na filmiku z retorycznym ?DLACZEGO? - co nie jest takie łatwe, bo musiałem wpleść w nią to, że w znaku ?JAKIE? marszczy się nos). Zamigałem to chyba tak: JA TERAZ ROBIĆ ?JAKIE? MATEMATYKA STUDIOWAĆ P-K. "Ja" dodałem zakładając, że pojawi się tam, bo to nowy kawałek opowieści narratora i warto byłoby ten zaimek znów wprowadzić. Poza tym źle zamigałem MATEMATYKA, tzn. dotknąłem pięści "A" kciukiem, zamiast palcem wskazującym dłoni "1", ale po zamiganiu przeze mnie całości opowiadania, lektorka poprosiła mnie, żebym zamigał "matematyka" jeszcze raz i wydaje mi się, że się poprawiłem (szczególnie, że dodałem jeszcze drugi wariant, który poznaliśmy na zajęciach, który wzbudził zaaferowanie pozostałych członków komisji ;)).

Dla ciekawostki - dyskutując z kolegami na korytarzu przed egzaminem, nauczyłem się znaku GRAMATYKA, którego nie wprowadzano na zajęciach - znak ten przydał mi się na egzaminie, kiedy zapytano mnie, czy PJM jest łatwy, czy trudny, a ja wymigałem, że mimika łatwa, znaki migać łatwo, ale gramatyka ciężka (chętnie wymigałbym "czasami ciężka", ale słownictwo nie pozwalało mi na przekazanie tak skomplikowanego pojęcia).

Wygląda na to, że komisji bardzo spodobała się moja mimika (powiedziała mi to lektorka po egzaminie - szkoda, że nie mogę pokazać tego mimicznie, bo wtedy moża byłoby dościślić, jak bardzo i w jaki sposób im się spodobała ;)). To mnie cieszy, ale również lekko intryguje mnie kwestia, o co im tak naprawdę chodzi z tą mimiką. Wychodzi na to, że mimika jest trudna dla osób poznających PJM (czy też inny naturalny język migowy - w ASL też jest żywa mimika). Intryguje mnie to dlatego, że muszę się przyznać, że mimikę raczej olewałem na zajęciach - widziałem, że ludzie uczą się mimiki (na przykład "Jak pokazać 'asertywność'? Brwi takie, jak przy pytaniu szczegółowym? A zdziwienie to usta okrągłe, a brwi takie jak przy ogólnym?" ;)), ale postanowiłem, że tego nie potrzebuję, wychodząc z założenia, że wystarczy (przynajmniej wstępnie, na takim podstawowym poziomie) zastanowić się, o czym migamy i mimika się do tego sama dostosuje (mówię tu o mimice leksykalnej i regulatorach, nie o gramatycznej, która nie jest dla mnie intuicyjna i której muszę się uczyć). Czuję, że to nie takie proste i sama mimika również rządzi się w PJM zasadami, którymi podświadomie będą kierować się native signerzy, a zasady te będzie trzeba przyswoić, jednak mam ochotę przyswajać akurat te zasady na poziomie podświadomym ;)

W przeddzień egzaminu lektorka spotkała się z osobami zainteresowanymi powtórką i mieliśmy okazję (w grupie 5 osób + lektorka) powtórzyć co trudniejsze znaki, rozwiać wątpliwości i ogólnie spędzić miło czas i pomigać. Bardzo miło z jej strony. To jeszcze jeden przykład tego, jakich fajnych mieliśmy lektorów. Każde z nich zajmowało się na zajęciach czymś innym i było widać, że jedno (lektorka) dominuje nad drugim w nauczaniu, jednak kurs nie mógłby istnieć bez ich obojga. Było naprawdę przyjemnie - miła atmosfera, mili i bardzo ciekawi ludzie, można się było wiele nauczyć. Wymieniłem tutaj niedociągnięcia metodyczne i organizacyjne, które doszły do mojej świadomości, jednak należy zaznaczyć, że wszystkie te niedociągnięcia rozgrywały się w obrębie kursu, który mnie osobiście jednak wiele nauczył i poza tym był dla mnie wyjątkowym doświadczeniem (poznanie pierwszego języka migowego... a przynajmniej ćwiczenie pierwszego, poznanie nowych ludzi, poznanie trochę Kultury Głuchych... dobre obiady ;)), a poza tym był tani! :D Wydaje mi się, że przerobiliśmy około 450 znaków (może jeszcze więcej, jeśli doliczyć warianty), zrobiliśmy dużo gramatyki, dużo ćwiczeń. Wzrost wiedzy w ciągu 2 tygodni był niewiarygodny - chociaż przy lepszej metodyce i lepszej organizacji moglibyśmy poznać jakieś 30% więcej materiału - i lepiej przyswoić zasady gramatyczne.

W naszej grupie nie zdała tylko jedna osoba, co wszystkich zasmuciło. Kolega, który nie zdał, uczył się PJM z trudem, ale trzykrotnie spotykaliśmy się wieczorem na powtórce materiału i wiem, że tak naprawdę on w końcu opanował wszystkie znaki, potrafił je zastosować i skonstruować zdanie, poza tym stosował nawet odpowiednią mimikę, co było chyba dla niego największym wyzwaniem. No ale niestety na samym egzaminie pewnie coś mu nie wyszło. Szkoda. Dwie osoby w grupie otrzymały zaskakująco dla nas niską ocenę, jak na swoją wiedzę (miały wieloletnie doświadczenie w miganiu - z tego, co rozumiem, to głównie SJM, ale nie tylko - miały również doświadczenie w PJM). Możliwe, że to właśnie ich doświadczenie im przeszkodziło - na LSPJM starano się nauczyć nas PJM jak najczystszego, a tak naprawdę w praniu może wychodzić to nieco inaczej i jeśli ktoś używa PJM w kontakcie z ludźmi, może przyzwyczaić się do migania, które jest całkowicie OK w prawdziwym życiu, ale nie na egzaminie. Ale tak naprawdę to nie mam pojęcia, co się działo na ich egzaminie i dlaczego wyszło im tak, jak wyszło. Ktoś nieśmiało sugerował, że ich oceny zaniżono w wyniku tego, że komisja wiedziała, że te osoby migają biegle (i głównie) SJM, a w LSPJM "systemowcy" mieli rzekomo być dyskryminowani. Ale tej teorii przeczy fakt, że jedyna chyba osoba w naszej grupie, która zdała egzamin na 5, nie tylko miga SJM od wielu lat (uczy w szkole), ale jeszcze uczy SJM słyszących.

No cóż, szkoła skończona, czas znaleźć inne drogi poznawania tego fajnego języka. Dowiedziałem się, że w moim mieście znajdują się przynajmniej 2 lektorki PJM, więc może zapiszę się na jakieś lekcje prywatne. W ostatnich dniach udało mi się dodatkowo potwierdzić u 2 "badanych" moją wstępną teorię dotyczącą tego, że tzw. "usta powietrzne" (usta w dziubek, dmuchanie) w PJM dodają do znaku wymiar "intensywności". Mam też taką intuicję (niepewną), że ta funkcja "ust powietrznych" może być jakoś związana z artykulacją "EP" (która ponoć u niektórych przybiera formę nadęcia policzków - jak przy artykulacji spółgłoski /p/, ale bez wypuszczenia / wybuchu powietrza) ("EP" pojawia się czasami na przykład w znaku ZAPOMNIEĆ miganego z dłonią na środku czoła składającą się szybkim ruchem w kształt litery "E"). Tak jakby był to element "procesowy" - usta powietrzne dodają znaczenia "intensywności" znakowi, a taka sprężona intensywność wychodzi jako takie "EP" i niesie już nieco inne znaczenie (rozszerzenie semantyczne) - kompletne (intensywne, mocne, finalne) zakończenie (wykonanie danego procesu). Teoria ta aż prosi się o więcej danych i uwzględnienie czynników, które mogłyby jej przeczyć (dane pokazujące dystrybucję "ust powietrznych" i artykulacji "EP / nadymania policzków", a także dane dotyczące pracy artykulatorów w przypadku tych dwóch elementów - które pozwoliłyby dokładniej stwierdzić, czy taki związek między tymi dwoma elementami (powstanie EP z ust powietrznych, prowadzące w końcu do stworzenia 2 odrębnych jednostek) jest prawdopodobny z punktu widzenia... pracy mięśni ;)).

niedziela, 26 lipca 2009

Błędy metodyczne c.d.

Wpisy na blogu przygotowuję zwykle przed wyjściem na zajęcia i potem się spóźniam :) Dzisiaj ostatnie zajęcia, więc może nie spóźnię się i napiszę krótko:

  • Notatki. Uczniowie nie znają sign writing, a na początku kursu nie znali jeszcze alfabetu palcowego, więc zapisywanie tego, jak się miga dany znak, wymagało nieco kreatywności. Ja zapisywałem kształty dłoni na podstawie tych, które znałem z ASL (i najwyżej pisałem, co się różni), rysowałem ciało / głowę i zaznaczałem miejsce i ruch, zapisywałem ilość powtórzeń ruchu, orientację dłoni (na przykład równolegle do skroni na początku znaku, dołem do podłogi na końcu) i ewentualnie artykulację / układ ust. Zapisanie tego zajmowało dosyć dużo czasu, także niektóre znaki przepadały mi, bo kiedy ja zapisywałem informacje na temat jednego znaku, lektor pokazywał już następne. Poza tym niektóre informacje mi umykały i okazywało się, że źle zapamiętałem znak i źle go ćwiczyłem w domu (tu przydawały się codzienne powtórki z kolegami z grupy). Dosyć wcześnie poprosiliśmy, żeby słownictwo nagrać w postaci filmików - niekoniecznie profesjonalnych, ważne było, żeby można było zobaczyć, jak miga się dany znak i powtórzyć w domu prawidłową wersję. Udostępnienie nam tych filmików bardzo pomogło w nauce. W przyszłości można by o tym pomyśleć jeszcze przed rozpoczęciem się kursu. Filmiki można łatwo udostępnić korzystając z Youtube - konto można założyć za darmo, usunąć możliwość dodawania komentarzy (żeby uczniowie nie natykali się na pełne nienawiści komentarze na temat PJM, takie jak te pojawiające się przy większości filmików z PJM na Youtube), wgrać filmiki w dużej jakości i dać adres konta uczniom. Takie rozwiązanie jest chyba szybsze i tańsze, niż nagrywanie filmików na płytę. Poza tym, żeby zmniejszyć rozmiar filmików, można usunąć z nich dźwięk - pozwala na to na przykład darmowy program Virtualdub.
  • Tu błąd organizacyjny, nie metodyczny. Prawie codziennie lekcja przerywana była wizytą organizatorów, którzy omawiali sprawy związane z wyżywieniem, plotki dotyczące tego, że grupa uczestników LSPJM wylądowała w szpitalu, kwestie dotyczące egzaminu. Jako nauczyciel nienawidziłem jakiegokolwiek przerywania lekcji. Jeśli akurat tłumaczy się coś uczniom, oni wreszcie załapują, a nagle ktoś wchodzi i przerywa zajęcia, to całe tłumaczenie idzie na marne i potem trzeba zaczynać od początku. Jeśli uczeń coś robi (na przykład miga coś przy tablicy), a ktoś wchodzi i przerywa zajęcia, to robi się problem nie tylko prowadzącym, ale także uczniowi. A organizatorzy mają przecież działać mając na uwadze dobro zarówno ucznia, jak i lektorów. Dlatego takie wizyty powinny były zostać przeprowadzone na przerwach. Nie byłoby to takie istotne, gdyby zdarzyło się to raz, ale zajęcia przerywane były prawie codziennie. Dodatkowo, szczytem nieuprzejmości jest wchodzenie i przerywanie zajęć, a potem mówienie do uczniów, bez tłumaczenia tego na język migowy! Przerywamy zajęcia lektorom - a do tego mamy ich gdzieś i nie tłumaczymy tego, co mówimy, na język, który zrozumieją? Jeśli dana osoba przekazująca informacje nie potrafi migać (a wszystkie odwiedzające nas osoby potrafiły), może przecież napisać ogłoszenie na kartce i wręczyć ją lektorom. Poza tym w naszej grupie były 2 osoby niedosłyszące, które nie rozumieją mowy, jeżeli nie mogą czytać z warg. Kiedy zwracaliśmy na to uwagę przedstawicielom organizatorów, którzy wchodzili do sali, albo zaczynali migać i przestawali mówić (co odcinało większość grupy od przekazywanej informacji - poza tym jedna z tych dwóch osób nie potrafi migać, o co osoby przekazujące ogłoszenia nawet nie zapytały), albo zaczynali mówić zwróceni twarzą w stronę jednej z tych dwóch osób (a nie drugiej). Wprowadzało to chaos. W jednym przypadku odwiedził nas pan dyrektor i on jedyny przeprowadził swoją wizytę "normalnie" - na przykład po wejściu poczekał, aż lektorzy dokończą dane ćwiczenie z uczniami, poza tym mówił i migał jednocześnie.
To tyle na dzisiaj, lecę na ostatnie, powtórkowe zajęcia. Wczoraj wyszliśmy z lektorami na pizzę - było bardzo fajnie :)

piątek, 24 lipca 2009

Lekcja w parku + błedy metodyczne c.d.

Wczoraj 3/4 zajęć odbyło się w parku - było świetnie! Po pierwsze, po drodze na zajęcia lektorka zadała mi kilka typowych nauczycielskich pytań na rozgrzewkę, typu "gdzie jest hotel" i "gdzie pracujesz", dzięki czemu w ciągu kilku minut moje rozumienie migania poprawiło się o jakieś 50% :D Odkąd wprowadzono palcówkę przestałem rozumieć, co kto do mnie miga, częściowo dlatego, że kiedy ktoś zaczyna coś palcować, natychmiast się wyłączam na resztę zdania, a częściowo dlatego, że koledzy z grupy na lekcjach się rozgadali, a słyszenie mowy mocno utrudnia mi przestawienie się na modalność wzrokową. Tak samo było, kiedy ostatnio odwiedziła mnie koleżanka (wychowana w Anglii, z polskimi rodzicami), z którą znam się bardzo dobrze od lat, ale zwykle porozumiewaliśmy się po polsku, bo tak było mi wygodniej, od czasu do czasu przestawiając się na angielski, kiedy tak było wygodniej (na przykład kiedy trzeba było omówić coś, co w Polsce nie występuje). Kiedy ta koleżanka ostatnio mnie odwiedziła, byliśmy w towarzystwie osób angielskojęzycznych, więc musiałem przestawić się na mówienie do niej jedynie po angielsku i przez pierwszy dzień było to dla mnie nienaturalne i nieintuicyjne.

Podobnie na zajęciach z PJM - jeśli nikt do mnie nie mówi, przestawiam się na modalność wzrokową i po chwili zaczynam więcej rozumieć z migania, a poza tym trochę mniej niż zwykle moją uwagę odwracają dźwięki z otoczenia (co jest dla mnie nowością, bo zwykle dźwięki otoczenia bardzo przeszkadzają mi w koncentracji, mam dosyć czuły słuch - i ADHD). Ale w ostatnim tygodniu nie dość że dużo pisaliśmy do siebie na zajęciach (chodzi o komunikację pomiędzy uczestnikami, np. "Ona chyba szuka sposobu na przetłumaczenie tego na J.Pol., nie da się dobrze przetłumaczyć", albo "A po śląsku zgaga to cofka" itp. ;)), ale do tego czasami porozumiewaliśmy się mową. Takie "rozluźnienie" dyscypliny bardzo źle wpłynęło na moje rozumienie PJM. W parku poprawiło mi się dzięki rozgrzewce, dzięki temu, że mniej używaliśmy między sobą mowy (chyba w ogóle nie używaliśmy), a poza tym dlatego, że nie mieliśmy tablicy i wszystkie pytania do lektorów musieliśmy migać. Co było bardzo fajne i pomogło nam skoncentrować się na miganiu.

Wracając do błędów metodycznych:

  • Dobór słownictwa i profil kursu. Dzisiaj ostatnie zajęcia kursu, a ja wciąż nie wiem, jak zamigać KWIATEK albo "co wolisz". Uczymy się za to znaków typu ODBIERAĆ SŁUCHOWO albo AUDYTYWNY ;) Kurs nie jest skonstruowany jak kurs języka obcego na poziomie podstawowym, częściowo przypomina raczej kurs umożliwiający ogólne zapoznanie się z PJM (tylko że ten aspekt również jest źle rozwiązany, ponieważ przepadły wykłady o PJM - patrz poprzedni wpis).
    Poza tym wydaje mi się, że każdy uczestnik kursu ma o nim inne wyobrażenie: niektórzy (głównie SJM-owcy "pracujący z głuchymi") uważają, że na tym kursie "poznają PJM". Inni oczekiwali, że kurs przedstawi im różnice między PJM a SJM. Inni znowu oczekiwali informacji co do tego, jak uczyć Głuchych. Myślę, że warto byłoby uświadomić ludzi, czego należy oczekiwać po kursie języka naturalnego na poziomie podstawowym. Z drugiej strony, takie oświadczenie mogłoby spowodować rozczarowanie u niektórych uczestników, którzy są przekonani, że LSPJM zorganizowano dla ludzi migających SJM, którzy chcą się poduczyć PJM (nauczyć "różnic między PJM a SJM"). Takie zamieszanie w zakresie oczekiwań co do kursu jest powszechne wśród ludzi, z którymi rozmawiałem.
    Ja na przykład miałem niewiele oczekiwań - nie wiedziałem, czego się spodziewać i pomijając obsuwę w przeróbce materiału, jestem ogólnie zadowolony. Tyle że w moim przypadku, doświadczenie w nauczaniu i wiedza językoznawcza rozwiązywały wiele potencjalnych problemów.
Muszę kończyć, bo znowu spóźnię się na zajęcia. Dzisiaj oprócz zajęć praktycznych czeka nas ostatnia część teoretyczna - ciekawe, o czym będzie mowa. Kupiliśmy lektorom prezent w postaci koszulek z naszym grupowym zdjęciem i śmiesznym napisem :)

czwartek, 23 lipca 2009

Już czas na egzamin

Dzisiaj wychodzę na przed-przed ostatni dzień kursu. Piątek - przedostatnie zajęcia. Odwiedza nas telewizja (dwie stacje), na szczęście nikt nie będzie filmował zajęć naszej grupy :) Cieszy mnie to nie dlatego, że mamy się czego wstydzić, ale dlatego, że ja osobiście bym się krępował. Potem jeszcze krótkie zajęcia w sobotę, zajęcia powtórkowe w poniedziałek, a we wtorek egzamin.

Jak to możliwe??

Jedna z moich koleżanek z grupy od lat uczy w szkole z dziećmi Głuchymi, niesłyszącymi i niedosłyszącymi. Uczy także słyszących SJM. Bardzo miło było mi ją poznać - jest bardzo ciekawą osobą, otwartą na świat i na Kulturę Głuchych. Chociaż miga SJM, ciekawi ją PJM i przyjechała na kurs zdobyć ogólne rozeznanie w języku. Pokazała mi wiele znaków, bo napatrzyła się na PJM na korytarzach w swojej szkole. Wiele się od niej uczę, chociaż sama nie jest Głucha. Opowiedziała mi na przykład, jak wyglądają "tańce" (czyli zabawy) w jej szkole, tzn. jak umożliwają Głuchym uczniom lepsze odczuwanie wibracji od muzyki, żeby ci, którzy chcą, mogli tańczyć w jej rytmie. I takie różne ciekawostki :) Myślę, że jest ona taką użytkowniczką SJM, którą aktywiści KG powinni polubić i brać za przykład: uważa, że SJM ma swoje miejsce, jako ograniczony system przydatny w nauce języka polskiego (i na zajęciach, gdzie na przykład strukturę języka polskiego się analizuje), a za to PJM powinien (w miarę możliwości, tzn. nie od razu, ale stopniowo coraz więcej) być wprowadzony jako język nauczania dzieci Głuchych i Głuchej młodzieży, a język polski nauczany jako język obcy. I nie podoba jej się podejście niektórych praktyków SJM, którzy uczestniczą w LSPJM - "ja tam i tak będę migał Systemem", "przecież Głusi i tak migają wszędzie inaczej", itp., itd.

Koleżanka ta ma zarówno doświadczenie, jak i wykształcenie metodyczne, tak jak ja. Dlatego wymieniamy się często spostrzeżeniami na temat tego, jak LSPJM jest poprowadzona pod względem metodycznym. I zgadzamy się, że w tym aspekcie LSPJM pada na twarz. I tu uwaga: Jeśli czytają ten wpis oszołomy, które nienawidzą PJM, chcą wprowadzić oralizm i SJM, od razu zaznaczam: braki metodyczne jakiegoś kursu wcale nie rzucają negatywnego światła na PJM. Uważam, że PJM jest pięknym językiem, jest to język naturalny, należy go ochraniać, umożliwiać mu rozwój, umożliwiać każdej osobie Głuchej jego użycie w różnych aspektach życia i funkcjonowanie w kulturze osób posługujących się tym językiem. Poza tym muszę zaznaczyć, że nie chodzi mi tutaj o jakość nauczania naszych lektorów, którzy są świetni i sprawdzają się bardzo dobrze, ale o narzuconą im organizację metodyczną kursu, której muszą się trzymać. Błędów metodycznych jest tyle, że najłatwiej będzie wymienić mi je w postaci listy:

  • Jak już pisałem, mamy przed sobą jeszcze 1 dzień zajęć (dzisiaj) i jeden krótszy dzień zajęć (zajęcia w sobote trwają tylko 3 godziny, potem są wykłady, a w poniedziałek będzie powtórka, bez nowego materiału). Przerobiliśmy jednak jedynie 40% materiału, który opisany jest w naszym podręczniku. Podręcznik zawiera szczegółowe plany lekcji i listy znaków, które mają być wprowadzone na każdej lekcji. Nie poznaliśmy około 400 znaków z 670, które podręcznik opisuje. Nie przerobiliśmy też kwestii gramatycznych, które miały się znaleźć w tych następnych lekcjach (dzisiaj ponoć zrobimy czas przeszły - hurra!). We wtorek mamy jednak egzamin. Jak określiliśmy to wczoraj z tą koleżanką z grupy, wrażenie jest trochę takie, jakbyśmy zdawali egzamin po dziesięciu lekcjach kursu języka obcego.
  • Część teoretyczna: od poniedziałku do piątku mamy 6 godzin zajęć dziennie, jednak w soboty zajęć jest jedynie półtorej godziny, a reszta (4,5 godziny) to wykłady teoretyczne. Treść wykładów zarysowana jest w podręczniku. Dzielą się one na 2 moduły teoretyczne - moduł "Holistyczne wprowadzenie do kursu PJM" (wykłady: Głuchota - patologia czy kultura; Wizualne komponenty komunikacji Głuchych; Humor, poezja i historia Głuchych), oraz moduł "Wstęp do lingwistyki migowej" (wykłady: "PJM - mity i fakty", "Lingwistyka PJM" i "Socjolingwistyczne aspekty PJM"). Problem jest taki, że z tych 6 wykładów zobaczyliśmy na razie jeden - "PJM - mity i fakty" - przedstawiający najbardzie popularne mity na temat SJM i PJM. Wykład, prowadzony przez Dr. Tomaszewskiego, był nawet ciekawy (pomijając fakt, że jak pisałem wczoraj, byłem już zaznajomiony z jego przekazem), tylko że rozciągnął się na dwie soboty. Pojawiły się elementy z pozostałych wykładów - zarówno wplecione w wykład w części teoretycznej, jak i wspomniane na zajęciach, ale tak naprawdę zobaczyliśmy tylko jeden wykład (lektorzy to nie językoznawcy, więc nie są nam w stanie wytłumaczyć na przykład pojęcia ikoniczności - co miało pojawić się na wykładzie!). Myślę, że prowadzących zaniepokoiło to, że na oko 90% uczestników miga SJM i dlatego rozciągnęli tak ogromnie wykład o mitach na temat SJM i PJM. Ale tak naprawdę o wiele bardziej pomocny w zrozumieniu PJM przez SJM-owców byłby wykład o strukturze PJM, czy regulatorach konwersacyjnych, klasyfikatorach. Ludzie migający SJM często nie mają pojęcia, co to jest PJM i dlaczego on jest niby aż tak odmienny od SJM. Nie wiedzą, o co się rozchodzi, jaki jest problem z tym SJM. Ale nikt im tego nie wytłumaczył. Nikt nie powiedział, co to jest język naturalny. Były tylko przykłady tego, czym cechuje się język naturalny, na przykład zmianami w czasie, ewolucją - ale bez wyjaśnienia samego pojęcia "język naturalny", takie zmiany mogły zostać zrozumiane przez publicznośc jako degradacja i przykład na to, jak SJM przewyższa PJM - bo w SJM nie ma takiej "degradacji". Jak widać, niewyjaśnienie tego, co ciekawe w PJM, ani ogólnych terminów językoznawczych (które przewijają się na zajęciach i w napisanym jak praca doktorska podręczniku do SJM), mogło spowodować zwiększenie się mitów na temat PJM u publiczności. Pominięcie tylu wykładów to według mnie bardzo duży błąd
  • Brak norm. Jak tłumaczyłem kolegom z grupy, w przypadku języków można wyróżnić normy dwojakiego rodzaju - preskryptywne i deskryptywne (inaczej normy "przepisowe" i "opisowe"). Te drugie powstają w trakcie badania języka naturalnego. Zbieramy dane, nagrywając rozmowy rodzimych (natywnych) użytkowników języka (tworząc korpus dla tego języka, taki jak korpus języka polskiego dostępny na stronie PWN), badamy zebrane dane językowe i wychodzi nam na przykład, że w 70% przypadków forma czasu przeszłego pierwszej osoby liczby pojedynczej rodzaju męskiego czasownika "pójść" to "poszedłem", w 25% przypadków to "poszłem", a w 5% przypadków coś innego ("pszłem", "poszedł żem", itp.). Takie dane to nie norma w sensie modelu, który pozwoli nam ocenić, co w języku jest błędem, a co nie, jednak tylko takie badania mogą posłużyć za podstawę do opracowania norm tego drugiego rodzaju, norm preskryptywnych ("przepisowych"), które określają nam, co w danym języku można uznać za błąd. Te drugie normy powstają, kiedy zbierze się jakaś komisja i na podstawie własnego widzi-mi-się, albo tradycyjnych zasad użycia języka, albo innych przesłanek, stwierdzi na przykład, że forma "poszłem" jest prawidłowa, a "poszedłem" slangowa i należy unikać jej w tekstach pisanych (albo odwrotnie ;)). Takie normy preskryptywne (przepisowe) przydają się w sytuacjach, gdzie potrzebujemy języka nieco ograniczonego, trochę sztucznego - w prasie, literaturze. Język prasy powinien być przejrzysty dla każdego czytelnika, dlatego ujednolica się go w opraciu o normy poprawnościowe (przepisowe) języka polskiego. Wśród rodzimych użytkowników języka naturalnego działają jednak normy nieco innego rodzaju - intuicyjne oceny co do tego, czy dana wypowiedź jest zgodna z zasadami tworzenia zdań w danym języku ("gramatyczna"), czy też na tyle od tych zasad odchodzi, że jest dziwna i niezrozumiała ("niegramatyczna"). Te dwa systemy norm w rzeczywistości są od siebie odrębne (chociaż niektórzy puryści językowi często poprawiają innych w rozmowie na podstawie poznanych gdzieś norm preskryptywnych). Intuicyjne normy "poprawnościowe" rodzimych (natywnych) użytkowników języka naturalnego (na przykład polskiego) są na tyle luźne, oparte na praktyce i komunikacji (dążeniu do porozumienia), że pozwalają na rozwój takiego języka, tak by mógł być używany jako narzędzie przekazywania wiedzy na temat zmieniającego się świata. Normy preskryptywne mogą się zmieniać wraz ze zmianą języka, jednak to, jak szybko te zmiany postępują, zależy od kraju i obyczaju ;)
    W LSPJM jest problem z normami. Codziennie wymyślane są nowe normy preskryptywne ("przepisowe"). Normy preskryptywne przydają się nie tylko w literaturze, prasie, czy tekstach oficjalnych, ale również w nauczaniu języka naturalnego jako obcego. Jeżeli chcę nauczyć kogoś angielskiego na poziomie podstawowym, będę nauczał nieco ograniczonej i sztucznej wersji tego języka. Mojemu uczniowi przyda się wiedzieć, że "wspaniały" to po angielsku great, ale na razie nie musi mieć świadomości tego, że słowo to ma tak naprawdę jeszcze 11 synonimów, które różnią się dodatkowo w zależności od kraju, z którego użytkownik angielskiego pochodzi. Dlatego ogólnie rzecz biorąc nauczanie języka obcego opiera się o normy preskryptywne.

    W LSPJM problem polega na tym, że organizatorzy nie wpadli na to, że mają do czynienia z kursem języka obcego na poziomie podstawowym, a nie z kursem mającym zapoznać językoznawców ze strukturą PJM. Uświadomili sobie to nieco późno, już po rozpoczęciu kursu. Na jednych z pierwszych zajęć pytaliśmy się o strukturę zdania. Lektorzy mieli trudności w udzieleniu nam odpowiedzi, ponieważ jako natywni użytkownicy języka mieli dostęp do wszystkich reguł tworzenia zdania w PJM. Niektóre reguły są dosyć subtelne i choć natywny użytkownik języka rozróżnia miedzy nimi bez problemu, na poziomie podświadomości, trudno będzie mu opisać takie reguły. Po polsku można powiedzieć "Jan je jabłko", "Jan jabłko je", "jabłko je Jan", "je Jan jabłko" - i wszystkie te konstrukcje niosą lekko odmienne znaczenie, czego ja jestem świadomy w wyniku wyrobienia sobie intuicji językowej na studiach, ale przeciętny natywny użytkownik języka polskiego stwierdzi zapewne, że wszystkie te konstrukcje znaczą to samo. Taki problem mieli nasi lektorzy, ale to nie był tak naprawdę problem ich, ale zarządu szkoły (osób odpowiedzialnych za metodykę). W przygotowaniu kursu powinni byli określić, jakiej składni trzymamy się na początku. Taką składnię opisano nam na trzecich zajęciach - mamy konstruować zdania według modelu MAMA MOJA GŁUCHA (czyli najpierw ogólne pojęcie, potem jego dookreślenie, potem modyfikator / czasownik). Szkoda, że nie powiedziano nam (a raczej lektorom) tego od razu. Codzienne spotkania lektorów z zarządem owocowały określaniem, który z podanych wariantów znaku obowiązuje jako oficjalny, a który jest regionalny, albo niesie nieco inne znaczenie, którego nie da się wyjaśnić na tym poziomie. Takie decyzje powinny być podjęte PRZED rozpoczęciem się kursu! Należało usiąść przy liście znaków w podręczniku i zdecydować, jakiego wariantu będzie się nauczać. Podobnie ze składnią. Niepewność co do wariantów i składni to duży błąd metodyczny i winić należy za niego organizatorów.
Aaa, spóźniłem się na zajęcia! reszta później :D

środa, 22 lipca 2009

Klasyfikatory - znowu nauka

Wczorajsze zajęcia znowu były takie fajne, jak dawniej - czytaj: nie było dużo palcowania :D Ja mam jakąś "chorobę", zapewne jest na to jakaś kategoria wśród zaburzeń uczenia się. Choroba polega na tym, że nie jestem w stanie zrozumieć słowa, które mi się literuje. Jestem słyszący i jestem przyzwyczajony do literowania dźwiękowego, ale to wcale mi nie pomaga - po usłyszeniu kilku dźwięków liter (A, EN, A, KA, O, EN, DE, A = anakonda) "wyłączam się" i nie wiem, co to za słowo. Literowanie poprzez palcówkę sprawia mi dokładnie takie same problemy. Kiedy czytam, widzę słowa jako całości. Prawie nigdy nie robię błędów ortograficznych, ponieważ pisząc pamiętam mniej więcej ruch, jaki jest wymagany do napisania słowa (moje myślenie i pamięć opierają się na modalności kinestetycznej). Kiedy mam coś przeliterować, polegam na tym, że jako osoba słysząca pamiętam dźwięk słowa i po prostu ten dźwięk całego słowa "tnę" na kawałki (A-N-A-K-O-N-D-A - tak literuję). Problem pojawia się, kiedy w słowie jest jakiś dwuznak (na przykład "rz") - wtedy moja pamięć "ruchowa" podpowiada mi, że on się tam znajduje, muszę wyobrazić sobie słowo wizualnie i dopiero wtedy mogę dalej literować.

Tak więc ogólnie rzecz biorąc literowanie jest dla mnie trudne, a jeszcze trudniejsze jest rozpoznawanie przeliterowanego słowa. Wczoraj na szczęście wróciliśmy do nauki znaków i do komunikacji - i przypomniałem sobie, dlaczego tak bardzo podoba mi się nauka PJM :D

Wieczorem wymieniłem z lektorką parę maili, dzieląc się doświadczeniem, które zdobyłem jako nauczyciel języka obcego, a także informacjami o tym, czego nie rozumieją moi koledzy z grupy. Zaowocowało to powtórzeniem tematu klasyfikatorów - pokazano raz jeszcze opowiadanie z użyciem klasyfikatorów, tylko że najpierw lektorzy zwrócili uwagę na kształty dłoni, które są używane, oraz wyjaśnili, jak mniej więcej kształty te funkcjonują w roli klasyfikatora. Było to idealne, większość grupy od razu zajarzyła, o co chodzi, a ja, pomimo iż wiedziałem o klasyfikatorach więcej niż reszta, w wyniku swojego zainteresowania językami migowymi, nauczyłem się kilku nowych klasyfikatorów w PJM - do pojazdów (dłoń "C międzynarodowe"), do wyrażania stosunku człowieka z podłożem, na przykład stania (dłoń PJM "U" - tak samo, jak w ASL, jak można przekonać się na przykładzie znaku JUMP (SKAKAĆ) - tu filmik).

Jedna osoba z grupy jest dosyć sceptyczna co do PJM i miała problemy ze zrozumieniem klasyfikatorów. Uczy się języka, poznaje go chętnie, ale nie jest jeszcze przekonana, że PJM jest naprawdę tak wyjątkowy, w porównaniu z SJM (ona dosyć płynnie miga SJM). Nie podoba się jej to, że nasze wykłady - według niej - przypominają propagandę anty-SJM. Według mnie kwestia wykładów to inny problem, a mianowicie problem w tłumaczeniu. Słysząca część publiczności ma dostęp prawie wyłącznie do tego, co jest na ekranie prezentacji, a tam rzeczywiście wyświetlone są informacje na temat niewłaściwych przekonań o SJM. Te niewłaściwe przekonania wynikają po prostu z niewiedzy na temat PJM - i tak naprawdę z niewiedzy na temat SJM - i wcale nie mają przekazać idei, że SJM należy zniszczyć :D

Przykładowo, na jednym ze slajdów opisany był mit na temat SJM i PJM, mówiący, że SJM jest bardziej "nowoczesny" niż PJM. Bardzo się zdziwiłem, widząc taki pogląd - myślałem, że znam już wszystkie mity na temat SJM, a to była nowość :) Każdy, kto rozumie nawet podstawy językoznawstwa, wie, że nie można w ogóle rozmawiać o czymś takim, jak stopień nowoczesności języka naturalnego. Można oceniać stopień nowoczesności języka sztucznego (np. SJM czy Esperanto), bo języki takie to ludzkie twory, kody napisane przez jakąś komisję czy pojedynczego autora, twory które można unowocześniać. Ale pogląd, że język sztuczny SJM jest bardziej nowoczesny w stosunku do PJM - języka naturalnego, przypomina stwierdzenie, że odkurzacz jest bardziej nowoczesny od nieba. :D Niestety tłumaczenie wykładu na J.Pol. kuleje - tłumaczka przekazuje około 50% z tego, co miga dr. Tomaszewski, czasami w ogóle przestaje mówić na minutę czy dwie. Albo dr. Tomaszewski miga przez 2 minuty, a ona tłumaczy to "No i tak jest z tą kwestią". ;) Także nie dziwię się, że niektóre osoby nie do końca rozumieją wykłady.

Wracając jednak do tej koleżanki z grupy, ona nie za bardzo pojmuje bogactwo PJM jako języka naturalnego i na siłę chce podchodzić do tego języka jak do języka mówionego. Podchodzi do tablicy i pyta o to, gdzie jest podmiot, a gdzie orzeczenie (tymczasem w językach migowych właściwszą analizą byłoby poszukiwanie tematu w zdaniu, tak jak na przykład w języku japońskim). W przypadku klasyfikatorów jej problem był dla mnie trudny do zrozumienia. Chciała wiedzieć, czy kiedy opisujemy jakąś sytuację za pomocą klasyfikatorów, to czy znaczenie klasyfikatora jest w kształcie dłoni czy w jego ruchu. Dla mnie - i dla większości grupy - ta kwestia jest oczywista i intuicyjnie zrozumiała. Ale ona miała z tym problemy, także ja zaoferowałem, że wytłumaczę jej na korytarzu (na szczęście na poprzednich zajęciach nauczyliśmy się znaku WYTŁUMACZYĆ ;)). Najpierw wytłumaczyłem jej pojęcie klasyfikatorów ogólnie, na podstawie języków fonicznych, w których stosuje się klasyfikatory (jak na przykład chiński czy perski), a potem wymyśliłem taką zasadę, która chyba nie jest bardzo przydatna, bo tłumaczy kwestię oczywistą, ale na wszelki wypadek przedstawię ją tutaj:

W językach migowych pewne kształty dłoni w regularny sposób odpowiadają pewnym rzeczom (obiektom pewnej kategorii, itp.).

Znaczenie to jednak opiera się na na samym kształcie dłoni, ale na jego użyciu "w kombinacji", to znaczy:

A) w znaku (na przykład klasyfikator osobowy w znaku CHODZIĆ)
B) w opisie sytuacji ("w ruchu")

Kształty dłoni, które pełnią funkcję klasyfikatorów, w izolacji nie mają takiej funkcji. Na przykład w izolacji kształt dłoni, jak w literze "D" w PJM (można go też nazwać kształtem dłoni "1"), nie oznacza wcale osoby, w niektórych znakach oraz w opowiadaniu sytuacji będzie przyjmował znaczenie / rolę osoby.

Muszę już kończyć, żeby zdążyć na zajęcia, wspomnę jeszcze tylko o jednym. Mamy obsuwę w nauczaniu i zgodnie z naszymi obliczeniami, żeby nauczyć się wszystkich znaków, które są przewidziane w naszym podręczniku, musielibyśmy do dnia egzaminu przerabiać 150 znaków dziennie :D A ja dalej nie wiem, jak jest "kwiatek". Poznaliśmy chyba tylko 2 rzeczowniki pospolite - KSIĄŻKA i STÓŁ ;)

wtorek, 21 lipca 2009

Nowe zajęcia, nowe znaki

Za chwilę wychodzę na zajęcia. Wczoraj znowu było dużo alfabetu. Zauważyłem, że nastąpiła zmiana w moim podejściu do zajęć - jestem trochę mniej zmotywowany do nauki... ponieważ od przedwczoraj przez 20% zajęć nie wiem, o co chodzi. Nie jestem w stanie jeszcze rozpoznawać tego, co ludzie literują, chyba że literują naprawdę bardzo powoli. Problem wynika częściowo z tego, że alfabet poznałem dopiero 2 dni temu, a częściowo z tego, że czytając, nie widzę w słowach liter, ale całości. Dlatego trudno jest mi literować, a jeszcze trudniej rozpoznać słowo przeliterowane. Wiem, że w końcu nauczę się tego w PJM, ale nie w 2 dni! Bardzo słabo radzę sobie z tym w ASL, a palcówkę w tym języku ćwiczyłem już dwa miesiące. Przydaje się do tego bardzo fajna aplikacja:

http://asl.ms/

Wczoraj pojawiły się jeszcze dwa problemy. Pierwszy problem: wprowadzenie klasyfikatorów. Bardzo się ucieszyłem, kiedy zobaczyłem na ekranie prezentacji, że zostaną wprowadzone klasyfikatory. Ale niestety nie zostały one tak naprawdę wprowadzone. Był tam tekst w stylu "w PJM są różne klasyfikatory, których używamy na przykład w opisie wyglądu osób". Lektorka patrzyła się na mnie, więc dałem jej parę przykładów klasyfikatorów, które zauważyłem w PJM już na zajęciach: klasyfikator osobowy w znaku CHODZIĆ, taki kwadratowy (kształt dłoni jak w literze C) w znaku UNIWERSYTET. Potem przeszliśmy do ćwiczeń w użyciu klasyfikatorów do opisu wyglądu osób. Ćwiczenia trwały jakieś pół godziny (czyli długo). Najpierw dostaliśmy przykład od lektorów (opisywali znane nam osoby - innych lektorów), potem sami robiliśmy ćwiczenia. Opisywaliśmy twarz, której nie widzieli inni członkowie grupy, a potem sprawdzaliśmy, czy udało nam się dobrze opisać (czy narysowali taką twarz, jak na opisywanym przez nas rysunku). Ćwiczenie wszystkim się podobało.

W czym więc problem?

Problem w tym, że nikt w grupie nie ma pojęcia, czym są klasyfikatory (oprócz mnie i jednego chłopaka, któremu wytłumaczyłem to wcześniej, ale jemu i tak pomyliły się klasyfikatory z regulatorami). Lektorzy opisywali znane im osoby i próbowałem wyłapać jakieś regularności - wydaje mi się na przykład, że dłoń w kształcie litery P używana jest do opisu czegoś cienkiego. Ale nie jestem pewien. Żadne takie kształty nie zostały zaprezentowane. Grupa nie miała pojęcia, że używamy klasyfikatorów - myślała, że ten opis wyglądu to taka pantomima. :( Ja jestem niezadowolony, bo klasyfikatory są dla mnie fascynujące i chętnie poznałbym kilka przykładów klasyfikatorów używanych w opisie wyglądu. Raz zastosowałem klasyfikator "kwadratowy" z ASL (kształt dłoni L) i chyba lektorzy zrozumieli ;)

Drugi problem - szybkość wprowadzania znaków. Na ostatnich zajęciach wprowadzono nam około 40 znaków. Nie jest to problem. Problem jest taki, że kiedy lektor pokazuje znak, ja szybko robię notatki w stylu "dłoń C ASL, ruch podwójny" i rysuję korpus / twarz, kierunek ruchu i dodatkowo dopisuję informacje o pozycji dłoni (palce do przodu czy do siebie). Kiedy skończę i podniosę wzrok, lektor właśnie kończy pokazywać następny znak i przechodzi do trzeciego. Warto byłoby poczekać trochę. Bez takich zapisów nie mogę odpowiednio powtarzać znaku w domu.

Poza tym zawsze jest kwestia braku zdania i kontekstu - niektóre znaki można by było wprowadzać w kontekście, bo inaczej polskojęzyczni uczniowie będą kierować się w użyciu danego znaku tym, jak w języku polskim używa się słowa, które służy jako glos dla danego znaku. Czyli na przykład znaku SŁABY będą używać tak: KAWA SŁABA. A znaku GO będą używać... "tak jak w SJM" - jak mówią moi koledzy z grupy. Ja wciąż nie mam pojęcia, jak użyć znaku GO.

Osobiście marzy mi się, że może kiedyś wprowadzą znaki kolorów, parę rzeczowników pospolitych (KSIĄŻKA, STÓŁ). Mamy dużo opisów postaci, regulatorów itp. To po prostu wynik założeń metodycznych, ale mnie osobiście brakuje znaków bardziej "przyziemnych" ;)

Wczoraj miałem miłe dla mnie doświadczenie - po raz pierwszy osoba Głucha poklepała mnie po ramieniu, żebym wziął udział w rozmowie z nią (tzn. rozmawiam z inną osobą, a mam przejść do dialogu z pierwszą) - to znaczy po raz pierwszy "naprawdę" w rozmowie, a nie jako część dialogu ćwiczonego na zajęciach :D

poniedziałek, 20 lipca 2009

Alfabet - nowa przygoda

Po dzisiejszych zajęciach jestem zmęczony. Zaraz wybieram się na ćwiczenie opowiadania z koleżankami z grupy, ale jeszcze postanowiłem napisać o dwóch problemach na lektoracie.

Pierwszym problemem jest alfabet (palcówka). Chyba od drugiego dnia kursu pytałem, kiedy będzie wprowadzony alfabet i zawsze dostawałem odpowiedź, że później... Według planu widniejącego w naszym podręczniku, alfabet miał być wprowadzony już na drugich zajęciach. To miałoby sens. Bez alfabetu, nie znając SignWriting, nie byłem w stanie zapisywać sobie, jak migać znaki. Wiele kształtów dłoni w znakach jest albo którąś z liter, albo lekko zmienioną jej wersją (czasami niektóre cyfry).

W obliczu braku alfabetu zacząłem agitować kolegów z grupy oraz lektorów, żeby nagrali nam znaki, które wprowadzają, w formacie video, tak żebyśmy mogli powtarzać na komputerze w domu. W końcu dostaliśmy płytkę ze znakami w sobotę, pod koniec pierwszego tygodnia. Płytka przydała się bardzo - byłem w stanie powtórzyć sobie wszystkie znaki. Wcześniej niektórych uczyłem się w niewłaściwej wersji - źle zapamiętałem (niektóre znaki pokazywane są tylko 2-3 razy - o czym niżej) i choć ćwiczyłem w domu, ćwiczyłem nieprawidłową wersję. Na szczęście spotykamy się z kolegami z grupy, ale to nie jest idealne rozwiązanie, bo ja osobiście nie mam urlopu na czas LSPJM i niektóre popołudnia muszę spędzić w pracy, a poza tym niekoniecznie wszyscy ludzie z grupy zapamiętują odpowiednio. Przed pojawieniem się filmików zapisywałem znaki, korzystając z rysunków sylwetki (ciała) lub twarzy, zaznaczałem ruch strzałkami, a kształt dłoni zapisywałem na podstawie kształtów dłoni w ASL, ewentualnie dodając informacje o różnicach.

Dzisiaj wprowadzono alfabet, po czym spędziliśmy połowę zajęć na literowaniu. Nie szło mi tak źle, ponieważ już wcześniej podłapałem parę liter ze skrótów (ale niektórych znaków, jak TAK, nie uczyłem się z założenia, nie mogąc być pewnym, jak się je miga, bez znajomości alfabetu), jest kilka liter podobnych do ASL, a poza tym samo ćwiczenie palcowania w ASL pomogło mi "przestawić się" na PJM. Pomimo tego jednak było mi ciężko, a ćwiczeń było baaaaaardzo dużo. Połowa grupy miga SJM, więc tę palcówkę mogłaby robić przez sen. Druga połowa zobaczyła alfabet przez 10 minut i już miała ćwiczyć palcowanie. Czułem się, jakbym zapomniał przygotować się na ważny egzamin, który zapowiedziano już długo wcześniej - połowa grupy miga jak kolibry (no, przesadzam tu trochę, ale niektóre osoby są naprawdę bardzo płynne), druga połowa w sumie nie do końca wie, o co chodzi. O wiele lepiej byłoby wprowadzić ten alfabet tydzień wcześniej - krótkim wprowadzeniem, na przykład półgodzinnym - nauka liter i proste ćwiczenia na prostych słowach (tu były ćwiczenia na jakichkolwiek słowach - np. ŁĄKA ale też GUBAŁÓWKA itp) - a następnie kazać uczniom poćwiczyć codziennie w domu i zrobić takie zajęcia, jak dzisiaj (dużo ćwiczeń palcowania, skróty w PJM) dopiero po tygodniu. Wtedy to miałoby większy sens i więcej bym z tego wyniósł.

Drugą sprawą - i drugim źródłem mego nie tak dobrego samopoczucia po dzisiejszych zajęciach - jest problem polegający na tym, że wprowadza nam się dużą ilość znaków (które wszystkie pamiętam i migam raczej dobrze), jednak bardzo rzadko wprowadza się je w zdaniu (prawie nigdy). Dzisiejsze zajęcia były drugimi z rzędu, na których mieliśmy sprawdzian (taki z oddawaniem kartek do poprawy) z tłumaczenia zdań w PJM na J.POL. Chociaż ja znam te wszystkie znaki, to ze zdaniami tak naprawdę mam kontakt dopiero na tych sprawdzianach (pomijając miganie lekcyjne, typu "Proszę zamigaj to raz jeszcze").

Osobiście w nauce języków obcych stosunkowo łatwo przychodzi mi z poprawne wyrażanie się za pomocą nowo poznanych słów, ale zawsze nauka rozumienia innych przychodzi mi wolniej (choć zostaje na długo). Tutaj problem jest dla mnie większy - nigdy nie widziałem tych znaków w zdaniach, w kontekście. Widząc zdanie, mam intuicyjnie chęć zagapić się na nie, poczekać, aż je zrozumiem - bez tłumaczenia na J.Pol. Na sprawdzianach muszę tłumaczyć znaki w głowie na J.Pol., bo musimy od razu szybko wszystko przetłumaczyć na polski. Wcześniej widzieliśmy setki zdań, ale były to zdania migane przez uczniów - przygotowywane przez nas dialogi, opowiadania. Zwykle w tych zdaniach są jakieś błędy, nie ma mimiki (albo jest jej mało), co chwilę lektor poprawia. To zupełnie inna sprawa, niż obserwowanie prawdziwego zdania w PJM. Żal mi, że mi źle idą te tłumaczenia, bo chciałbym "wejść" w ten język i to samo pokazać lektorom - że szanuję ich pracę, lubię język, chcę się więcej uczyć, itp. Tłumaczenia te niestety idą mi jednak źle - dzisiaj jednego zdania nie zrozumiałem na przykład w ogóle.

To wprowadzanie znaków bez kontekstu to tak naprawdę duży problem - znam na przykład znak "GO" (ręka litera C, wskazujemy na osobę, do której się znak odnosi, "rysujemy" w powietrzu kształt / znak "osoba / tożsamość") - ale co mi z tego przyjdzie, skoro nie mam zielonego pojęcia, co to za znak i jak się go używa. Jedyne co wiem, to to, że glos odpowiadający temu znakowi to polskie słowo "go". Ja wiem, jak się używa tego polskiego słowa, ale co ze znakiem? Podobny problem pojawia się w przypadku ok. 30% znaków - nie ma pokazania ich w kontekście, wytłumaczenia.

Efektem tego może być to, że ludzie migający SJM będą tworzyli Pidgin - będą układać zdania ze znakami na podstawie tego, jak w języku polskim używa się słów, które w zapisie PJM glosami zastosowano dla danego znaku. To proces powszechny wśród uczących się języka obcego - moi uczniowie ucząc się angielskiego też brali słowa angielskie i układali je w zdania na podstawie tego, jakie tłumaczenie tych angielskich słów na polski znaleźli w słowniku. Ale temu należy przeciwdziałać. Jeśli nie pokażemy znaków w kontekście, uczniowie nie będą tak naprawdę wiedzieli, jak ich używać i nie będą wyrabiać w sobie głębokiego, intuicyjnego rozumienia gramatyki PJM, zamiast tego próbując w głowie tłumaczyć zdania polskie za pomocą znaki PJM. Prawdą jest, że znamy niewiele znaków, więc trudno ułożyć przykładowe zdania na postawie znaków, które znamy... ale przykładowe zdania wcale nie muszą się z nich składać! Ważne, by pokazać znak w kontekście zdania, a nieznane znaki, które zdanie zawiera, można przetłumaczyć - zapisac glosami, albo nawet przetłumaczyć na J.Pol. - nic się nie stanie, wiedza nasza się zwiększy :) Porozmawiam o tym z lektorami.

niedziela, 19 lipca 2009

Olśnienie - tworzenie rzeczowników i usta powietrzne

Właśnie doznałem olśnienia na temat reifikacji (urzeczowienia, przechodzenia czynności w rzecz, czasownika w rzeczownik) w PJM.

Tworzenie rzeczowników

Wiele znaków (np. MATKA) z samej definicji odnosi się do pojęć, które pewnie u większości ludzi w kulturze europejskiej, bez względu na ich pierwszy język, są rzeczami, przedmiotami, a nie procesami. Ale istnieją też znaki, które odnoszą się do procesów. Czasem znaki te mają warianty, które oznaczają nie proces, ale rzecz. Dzisiaj uświadomiłem sobie, że te warianty tworzy się następująco:

Ogólna zasada tworzenia rzeczowników w PJM - im większe "stężenie", tym bardziej coś jest rzeczą, a mniej procesem.
Inaczej: im większe "stężenie", tym bardziej coś jest rzeczownikiem, a mniej czasownikiem.

Zasada szczegółowa:

1) Jeśli forma podstawowa znaku ma w sobie pojedynczy ruch, powtarzamy ruch.
Przykłady: MIESZKAĆ / MIESZKANIE; SPOTKAĆ / SPOTKANIE.

2) Jeśli forma podstawowa znaku ma w sobie powtarzający się ruch - zmniejszamy rozpiętość / obszar ruchu.
Przykład: OPOWIADAĆ / OPOWIADANIE.

Wytłumaczenie: w dużym uproszczeniu można powiedzieć, że daną sytuację można pojęciowo ująć na dwa sposoby: skoncentrować się na wielu etapach sytuacji, rozgrywających się po kolei w czasie (i wtedy mamy świadomość, że to, co obserwujemy, to proces - rozległa w czasie sekwencja wydarzeń), albo mentalnie "podsumować" te etapy, podchodząc do sytuacji jako "sumy" poszczególnych jej etapów (jeśli kogoś interesują terminy, pierwszy z opisanych procesów to sequential scanning, a drugi to summary scanning - terminy te, jak i opisywane tu podejście, przypominam sobie z zajęć z językoznawstwa kognitywnego - pochodzą z prac Ronalda Langackera).

Możemy to sobie wyobrazić następująco: kiedy obserwujemy, jak ktoś prasuje koszulę, możemy zrobić kilkanaście zdjęć i poukładać je koło siebie w sekwencji - wtedy mamy obraz procesu. Możemy też te zdjęcia komputerowo nałożyć na siebie - wtedy mamy obraz całości wydarzenia w jednym. W języku polskim formy osobowe czasownika "prasować" będą przywoływać raczej pierwszą wersję - "Prasował koszule przez 3 godziny" wywołuje pojęcie procesu. "Prasowanie koszul" wywołuje już pojęcie wydarzenia, czegoś zsumowanego, skompresowanego w jedno (przykłady znowu z Langackera i z Tabakowskiej).

Inne wytłumaczenie: weźcie 2 kartki papieru i gruby marker. Teraz przytknijcie marker do jednej z kartek i wykonajcie ruch taki, jaki wykonuje ręka przy znaku OPOWIADAĆ (uwaga, nie wyjedźcie poza kartkę na stół, bo markery są niezmywalne ;)). Potem zrzućcie kartkę ze stołu (odłóżcie ją poza zasięg wzroku, żeby się nie sugerować rysunkiem) i weźcie drugą, przytknijcie do niej marker i wykonajcie ruch taki, jaki wykonuje ręka przy znaku OPOWIADANIE. Teraz porównajcie obydwa rysunki, patrząc na nie z odległości kilku metrów. Który jest bardziej wyraźny? Który jest mniejszy? Który ma wyraźniejsze "granice" (zamiast rozpływać się po całej kartce)? Wniosek z eksperymentu: im mniejsza rozpiętość ruchu, tym większe stężenie, i tym bardziej podobne do "rzeczy" jest pojęcie, do którego znak się odnosi.

Po zauważeniu tej zasady w PJM, sprawdziłem, jak jest w ASL - i jest podobnie. W książce American Sign Language (Dennis Cokely, Charlotte Lee Baker-Shenk, Gallaudet University Press, 1991) piszą o znakach rzeczownikowych (posiadających odpowiedniki czasownikowe) tak: With very few exceptions, nouns always have repeated and restrained movement. Czyli "Poza nielicznymi wyjątkami, rzeczowniki cechują się zawsze ruchem powtarzającym się i bardziej ograniczonym [dosł. powściągliwym - przyp. tłum]". Ja do tego dorobiłem zasadę dobrą dla uczących się PJM - tłumaczącą, kiedy będzie to ruch bardziej powściągliwy, a kiedy powtarzany.

Należy też wspomnieć, że według cytowanej pozycji o ASL, w tym języku czasami występuje również tzw. hold (przytrzymywanie), jako oznaczenie znaku rzeczownikowego. W sumie to logiczne - jeżeli w tym markerowym eksperymencie przytrzymacie marker w jednym miejscu po wykonaniu ruchu, którym cechuje się dany znak, pojawi wam się kropka tuszu - rysunek będzie bardziej stężony. To nie żart - jeśli dłoń wykonuje ruch i nagle zatrzymuje się na dłużej, takie dziwnie długie zatrzymanie zwraca uwagę ludzkiego oka, w wyniku nagłego kontrastu z odbywającym się wcześniej ruchem (zasada figura-tło w percepcji). Jednak nie wiem, czy takie przypadki istnieją w PJM (co do ASL, autorzy cytowanej pozycji twierdzą, że takie zatrzymanie / hold jest jedynie dodatkową cechą takich znaków rzeczownikowych, które zawsze charakteryzują się również powtórzeniem ruchu bądź wzrostem w jego powściągliwości / obniżeniem się jego rozpiętości). Znam bardzo mało znaków, ale cieszę się, że zasada, którą zauważyłem, organizuje przynajmniej część słowotwórstwa - to się bardzo w nauce języka przydaje.

Powtórzenie ruchu kojarzy się z reduplikacją (tworzeniem nowej jednostki językowej poprzez powtórzenie znaku bądź słowa), ale ja intuicyjnie wolę używać tego terminu w odniesieniu do odpowiednika "liczby mnogiej" (migania "wielości"). Coś jeszcze o tym napiszę, kiedy będę więcej o tym wiedział - na teraz, z tego co widziałem, miganie znaku jako czegoś, co cechuje się wielością, kojarzy mi się z liczbą mnogą w języku angielskim w słowach takich jak fish czy deer. Ale muszę to jeszcze dokładniej wytłumaczyć.

Drugim moim olśnieniem, a właściwie bardziej intuicją, jest to, że ruch ust opisywany u nas na kursie jako "usta powietrzne" (usta jak do pocałunku, ale nie w bardzo mocno zaciśniętym "dziobku" + dmuchamy) ma znaczenie modyfikujące znak / opis sytuacji, które opisać można mniej więcej jako "natężenie / intensywność" w sensie raczej negatywnym tudzież kojarzącym się z trudnością, lekkim naciskiem. Na filmikach, które dostaliśmy, usta powietrzne pojawiają się na przykład przy znakach PRACOWAĆ, NUDZIĆ-SIĘ. Wiem, że pewne ruchy ust i artykulacje w określony i regularny sposób modyfikują znaczenie znaków w ASL, dlatego czuję tutaj podobny proces, ale na razie mam za mało danych, żeby coś tu przewidzieć (na przykład kiedy będzie się stosować takie usta powietrzne, a kiedy nie).

sobota, 18 lipca 2009

Letnia szkoła PJM - pierwszy wpis

Właśnie jestem po pierwszym tygodniu Letniej Szkoły PJM w Krakowie! Mam ochotę leżeć bez ruchu - cały tydzień zajęty miałem po brzegi. Było męcząco, ale bardzo fajnie. Pierwsze wpisy na temat LSPJM zaczynam dopiero po pierwszym tygodniu, kiedy mam już jakiś większy ogląd.

Szkoła przerosła moje oczekiwania. Języka migowego uczyłem się wcześniej tylko z internetu i był to ASL. Nie chodziłem też nigdy wcześniej na intensywne kursy językowe, więc nie mogłem sobie wyobrazić, jak to może wyglądać. A dla mnie wygląda to trochę tak, jakbym zaczął jakieś intensywne studia dzienne - 6 godzin zajęć dziennie przez 6 dni w tygodniu, potem obiad, potem wracam na chwilę do domu (większość uczniów LSPJM mieszka w akademiku, ja w swoim mieszkaniu w Krakowie), sprawdzam maile, leżę godzinę bez ruchu i idę spotkać się z kolegami i koleżankami z gruby, żeby powtarzać znaki i pogadać o PJM, kulturze Głuchych (KG) i innych ciekawych sprawach :) Po powrocie (zwykle po 23) ćwiczę miganie przed lustrem, idę spać. Rano ćwiczę znaki w tramwaju jadąc na zajęcia. Chociaż nie do końca jestem zanurzony w KG, na pewno można powiedzieć, że udział w LSPJM oznacza dla mnie zanurzenie w PJM i Deaf Issues :D Bardzo mi się to podoba.

Będę sukcesywnie opisywał zarówno wrażenia z ostatniego tygodnia, jak i z przyszłych doświadczeń w LSPJM, oraz własne odczucia i przemyślenia co do tej całej imprezy, poznawania języka i początków poznawania polskiej KG. Na początku mówiono, że ta szkoła to stosunkowo ważna część historii KG w Polsce (a przynajmniej historii PJM). Czy chodzi o to, że pierwszy raz tak dużo ludzi naraz uczy się PJM? Wiem, że wcześniej były lektoraty tego języka (na przykład w Warszawie). Jakkolwiek to w istocie się przedstawia, zdecydowałem się szczegółowo opisać swoje doświadczenia, bo taka relacja może jakoś pomóc w organizacji przyszłych kursów PJM, a także zainteresować innych jego nauką.

Jedna z moich koleżanek z grupy stwierdziła, że chociaż nie migam, nie znam SJM, nie przebywam często z Głuchymi i nie znam dobrze ich kultury, to jednak nie jestem "czysty". Chodziło jej o to, że nie przyszedłem do LSPJM bez żadnej wiedzy o PJM ani o środowisku Głuchych i Deaf Issues - i to prawda. Mam wykształcenie filologiczne, z naciskiem na językoznawstwo (kognitywne), duże doświadczenie w nauczaniu języka obcego, rekrutacji, szkoleniu i organizacji pracy nauczycieli, doświadczenie w kontakcie z innymi kulturami (od 3. roku życia mieszkałem na Śląsku, musiałem się zaadoptować do nowej kultury - poza tym od lat rozwijam w sobie rozumienie kultury amerykańskiej) - i to wszystko zmienia moje podejście do uczenia się języka obcego i tego, jak odbieram nasze zajęcia.

Ponadto jednak od lat interesowała mnie KG, chociaż nie była to jakaś duża pasja. Kiedy byłem mały, bardzo mnie ciekawiło to, że ludzie migają, że są ludzie słyszący, niedosłyszący, słabosłyszący i głusi, że w telewizji siedzi pan w okienku i miga. Poza tym pociągała mnie kultura amerykańska (szczególnie to, że kryje się w niej różnorodność i otwartość umysłowa) - oglądałem filmy i seriale amerykańskie, a tam częściej niż w dziełach polskich widać KG - i to taką prawdziwą KG, a nie historie typu "biedny niepełnosprawny niesłyszący jest przez nas traktowany dobrze" ;) No ale, jak mówiłem, sprawy KG nie interesowały mnie bardziej, niż inne ciekawe aspekty życia i kultury ludzkiej (w sumie wszystkie są dla mnie ciekawe, bo da się na nie ciekawie spojrzeć ;)).

Większe zainteresowanie KG pojawiło się u mnie dopiero na studiach, kiedy zacząłem poznawać teorie językoznawcze. Wtedy przypomniałem sobie o istnieniu Głuchych i języków migowych i poczytałem trochę na ten temat (głównie na temat ASL), nauczyłem się paru znaków ASL i tyle. Moje zainteresowanie KG i językami migowymi przypominało mi się od czasu do czasu. KG w Polsce zacząłem interesować się dopiero niedawno, dzięki dyskusjom z Głuchą znajomą internetową. Moje rozumienie Deaf Issues i kwestii związanych z językami migowymi wyrosło na gruncie poznawania sytuacji w USA, także nie uświadamiałem sobie stopnia zacofania i ciemnoty w zakresie podejścia do KG i naturalnego języka migowego w Polsce. Szybko zacząłem być mesjaszem polskiej KG wśród rodziny i znajomych :D Opowiadałem wszystkim o różnicach pomiędzy naturalnym językiem migowym - PJM i sztucznym kodem znaków - SJM, oraz o tym, jak okropnie dyskryminacja PJM i jego użytkowników ukraca wolności osobiste ludzi Głuchych i jak katastrofalne skutki psychologiczne i poznawcze wyrządza uniemożliwienie dzieciom wyrastania w środowisku, gdzie byłyby otoczone językiem naturalnym, tak by mogła nastąpić jego akwizycja (nieświadome przyswojenie). Poczytałem trochę artykułów na temat PJM, a poza tym zacząłem uczyć się ASL z internetu - niekoniecznie bezpośrednio w związku ze wzrostem mojej świadomości dotyczącej polskiej KG i PJM, ale bardziej w związku z oglądaniem ostatnich 2 sezonów serialu "The L-Word", gdzie jedną z głównych postaci gra chyba najbardziej znana Głucha aktorka, Marlee Maitlin, i gdzie ASL pojawiał się bardzo często (tak naprawdę był to często Pidgin Sign English, ale przynajmniej znaki były takie same). Nauczyłem się jakichś 300 znaków z internetu (jest dużo świetnych darmowych stron, na przykład Signing Savvy).

Po pewnym czasie wpadłem na to, że pomimo iż interesuje mnie ASL i amerykańska KG, mogę również nauczyć się PJM. Zacząłem szukać kursów, ale znajdowałem jedynie kursy SJM. Potem od mojej Głuchej internetowej znajomej dostałem informacje o LSPJM i stwierdziłem, że trzeba się zapisać. :) I oto jestem.