czwartek, 23 lipca 2009

Już czas na egzamin

Dzisiaj wychodzę na przed-przed ostatni dzień kursu. Piątek - przedostatnie zajęcia. Odwiedza nas telewizja (dwie stacje), na szczęście nikt nie będzie filmował zajęć naszej grupy :) Cieszy mnie to nie dlatego, że mamy się czego wstydzić, ale dlatego, że ja osobiście bym się krępował. Potem jeszcze krótkie zajęcia w sobotę, zajęcia powtórkowe w poniedziałek, a we wtorek egzamin.

Jak to możliwe??

Jedna z moich koleżanek z grupy od lat uczy w szkole z dziećmi Głuchymi, niesłyszącymi i niedosłyszącymi. Uczy także słyszących SJM. Bardzo miło było mi ją poznać - jest bardzo ciekawą osobą, otwartą na świat i na Kulturę Głuchych. Chociaż miga SJM, ciekawi ją PJM i przyjechała na kurs zdobyć ogólne rozeznanie w języku. Pokazała mi wiele znaków, bo napatrzyła się na PJM na korytarzach w swojej szkole. Wiele się od niej uczę, chociaż sama nie jest Głucha. Opowiedziała mi na przykład, jak wyglądają "tańce" (czyli zabawy) w jej szkole, tzn. jak umożliwają Głuchym uczniom lepsze odczuwanie wibracji od muzyki, żeby ci, którzy chcą, mogli tańczyć w jej rytmie. I takie różne ciekawostki :) Myślę, że jest ona taką użytkowniczką SJM, którą aktywiści KG powinni polubić i brać za przykład: uważa, że SJM ma swoje miejsce, jako ograniczony system przydatny w nauce języka polskiego (i na zajęciach, gdzie na przykład strukturę języka polskiego się analizuje), a za to PJM powinien (w miarę możliwości, tzn. nie od razu, ale stopniowo coraz więcej) być wprowadzony jako język nauczania dzieci Głuchych i Głuchej młodzieży, a język polski nauczany jako język obcy. I nie podoba jej się podejście niektórych praktyków SJM, którzy uczestniczą w LSPJM - "ja tam i tak będę migał Systemem", "przecież Głusi i tak migają wszędzie inaczej", itp., itd.

Koleżanka ta ma zarówno doświadczenie, jak i wykształcenie metodyczne, tak jak ja. Dlatego wymieniamy się często spostrzeżeniami na temat tego, jak LSPJM jest poprowadzona pod względem metodycznym. I zgadzamy się, że w tym aspekcie LSPJM pada na twarz. I tu uwaga: Jeśli czytają ten wpis oszołomy, które nienawidzą PJM, chcą wprowadzić oralizm i SJM, od razu zaznaczam: braki metodyczne jakiegoś kursu wcale nie rzucają negatywnego światła na PJM. Uważam, że PJM jest pięknym językiem, jest to język naturalny, należy go ochraniać, umożliwiać mu rozwój, umożliwiać każdej osobie Głuchej jego użycie w różnych aspektach życia i funkcjonowanie w kulturze osób posługujących się tym językiem. Poza tym muszę zaznaczyć, że nie chodzi mi tutaj o jakość nauczania naszych lektorów, którzy są świetni i sprawdzają się bardzo dobrze, ale o narzuconą im organizację metodyczną kursu, której muszą się trzymać. Błędów metodycznych jest tyle, że najłatwiej będzie wymienić mi je w postaci listy:

  • Jak już pisałem, mamy przed sobą jeszcze 1 dzień zajęć (dzisiaj) i jeden krótszy dzień zajęć (zajęcia w sobote trwają tylko 3 godziny, potem są wykłady, a w poniedziałek będzie powtórka, bez nowego materiału). Przerobiliśmy jednak jedynie 40% materiału, który opisany jest w naszym podręczniku. Podręcznik zawiera szczegółowe plany lekcji i listy znaków, które mają być wprowadzone na każdej lekcji. Nie poznaliśmy około 400 znaków z 670, które podręcznik opisuje. Nie przerobiliśmy też kwestii gramatycznych, które miały się znaleźć w tych następnych lekcjach (dzisiaj ponoć zrobimy czas przeszły - hurra!). We wtorek mamy jednak egzamin. Jak określiliśmy to wczoraj z tą koleżanką z grupy, wrażenie jest trochę takie, jakbyśmy zdawali egzamin po dziesięciu lekcjach kursu języka obcego.
  • Część teoretyczna: od poniedziałku do piątku mamy 6 godzin zajęć dziennie, jednak w soboty zajęć jest jedynie półtorej godziny, a reszta (4,5 godziny) to wykłady teoretyczne. Treść wykładów zarysowana jest w podręczniku. Dzielą się one na 2 moduły teoretyczne - moduł "Holistyczne wprowadzenie do kursu PJM" (wykłady: Głuchota - patologia czy kultura; Wizualne komponenty komunikacji Głuchych; Humor, poezja i historia Głuchych), oraz moduł "Wstęp do lingwistyki migowej" (wykłady: "PJM - mity i fakty", "Lingwistyka PJM" i "Socjolingwistyczne aspekty PJM"). Problem jest taki, że z tych 6 wykładów zobaczyliśmy na razie jeden - "PJM - mity i fakty" - przedstawiający najbardzie popularne mity na temat SJM i PJM. Wykład, prowadzony przez Dr. Tomaszewskiego, był nawet ciekawy (pomijając fakt, że jak pisałem wczoraj, byłem już zaznajomiony z jego przekazem), tylko że rozciągnął się na dwie soboty. Pojawiły się elementy z pozostałych wykładów - zarówno wplecione w wykład w części teoretycznej, jak i wspomniane na zajęciach, ale tak naprawdę zobaczyliśmy tylko jeden wykład (lektorzy to nie językoznawcy, więc nie są nam w stanie wytłumaczyć na przykład pojęcia ikoniczności - co miało pojawić się na wykładzie!). Myślę, że prowadzących zaniepokoiło to, że na oko 90% uczestników miga SJM i dlatego rozciągnęli tak ogromnie wykład o mitach na temat SJM i PJM. Ale tak naprawdę o wiele bardziej pomocny w zrozumieniu PJM przez SJM-owców byłby wykład o strukturze PJM, czy regulatorach konwersacyjnych, klasyfikatorach. Ludzie migający SJM często nie mają pojęcia, co to jest PJM i dlaczego on jest niby aż tak odmienny od SJM. Nie wiedzą, o co się rozchodzi, jaki jest problem z tym SJM. Ale nikt im tego nie wytłumaczył. Nikt nie powiedział, co to jest język naturalny. Były tylko przykłady tego, czym cechuje się język naturalny, na przykład zmianami w czasie, ewolucją - ale bez wyjaśnienia samego pojęcia "język naturalny", takie zmiany mogły zostać zrozumiane przez publicznośc jako degradacja i przykład na to, jak SJM przewyższa PJM - bo w SJM nie ma takiej "degradacji". Jak widać, niewyjaśnienie tego, co ciekawe w PJM, ani ogólnych terminów językoznawczych (które przewijają się na zajęciach i w napisanym jak praca doktorska podręczniku do SJM), mogło spowodować zwiększenie się mitów na temat PJM u publiczności. Pominięcie tylu wykładów to według mnie bardzo duży błąd
  • Brak norm. Jak tłumaczyłem kolegom z grupy, w przypadku języków można wyróżnić normy dwojakiego rodzaju - preskryptywne i deskryptywne (inaczej normy "przepisowe" i "opisowe"). Te drugie powstają w trakcie badania języka naturalnego. Zbieramy dane, nagrywając rozmowy rodzimych (natywnych) użytkowników języka (tworząc korpus dla tego języka, taki jak korpus języka polskiego dostępny na stronie PWN), badamy zebrane dane językowe i wychodzi nam na przykład, że w 70% przypadków forma czasu przeszłego pierwszej osoby liczby pojedynczej rodzaju męskiego czasownika "pójść" to "poszedłem", w 25% przypadków to "poszłem", a w 5% przypadków coś innego ("pszłem", "poszedł żem", itp.). Takie dane to nie norma w sensie modelu, który pozwoli nam ocenić, co w języku jest błędem, a co nie, jednak tylko takie badania mogą posłużyć za podstawę do opracowania norm tego drugiego rodzaju, norm preskryptywnych ("przepisowych"), które określają nam, co w danym języku można uznać za błąd. Te drugie normy powstają, kiedy zbierze się jakaś komisja i na podstawie własnego widzi-mi-się, albo tradycyjnych zasad użycia języka, albo innych przesłanek, stwierdzi na przykład, że forma "poszłem" jest prawidłowa, a "poszedłem" slangowa i należy unikać jej w tekstach pisanych (albo odwrotnie ;)). Takie normy preskryptywne (przepisowe) przydają się w sytuacjach, gdzie potrzebujemy języka nieco ograniczonego, trochę sztucznego - w prasie, literaturze. Język prasy powinien być przejrzysty dla każdego czytelnika, dlatego ujednolica się go w opraciu o normy poprawnościowe (przepisowe) języka polskiego. Wśród rodzimych użytkowników języka naturalnego działają jednak normy nieco innego rodzaju - intuicyjne oceny co do tego, czy dana wypowiedź jest zgodna z zasadami tworzenia zdań w danym języku ("gramatyczna"), czy też na tyle od tych zasad odchodzi, że jest dziwna i niezrozumiała ("niegramatyczna"). Te dwa systemy norm w rzeczywistości są od siebie odrębne (chociaż niektórzy puryści językowi często poprawiają innych w rozmowie na podstawie poznanych gdzieś norm preskryptywnych). Intuicyjne normy "poprawnościowe" rodzimych (natywnych) użytkowników języka naturalnego (na przykład polskiego) są na tyle luźne, oparte na praktyce i komunikacji (dążeniu do porozumienia), że pozwalają na rozwój takiego języka, tak by mógł być używany jako narzędzie przekazywania wiedzy na temat zmieniającego się świata. Normy preskryptywne mogą się zmieniać wraz ze zmianą języka, jednak to, jak szybko te zmiany postępują, zależy od kraju i obyczaju ;)
    W LSPJM jest problem z normami. Codziennie wymyślane są nowe normy preskryptywne ("przepisowe"). Normy preskryptywne przydają się nie tylko w literaturze, prasie, czy tekstach oficjalnych, ale również w nauczaniu języka naturalnego jako obcego. Jeżeli chcę nauczyć kogoś angielskiego na poziomie podstawowym, będę nauczał nieco ograniczonej i sztucznej wersji tego języka. Mojemu uczniowi przyda się wiedzieć, że "wspaniały" to po angielsku great, ale na razie nie musi mieć świadomości tego, że słowo to ma tak naprawdę jeszcze 11 synonimów, które różnią się dodatkowo w zależności od kraju, z którego użytkownik angielskiego pochodzi. Dlatego ogólnie rzecz biorąc nauczanie języka obcego opiera się o normy preskryptywne.

    W LSPJM problem polega na tym, że organizatorzy nie wpadli na to, że mają do czynienia z kursem języka obcego na poziomie podstawowym, a nie z kursem mającym zapoznać językoznawców ze strukturą PJM. Uświadomili sobie to nieco późno, już po rozpoczęciu kursu. Na jednych z pierwszych zajęć pytaliśmy się o strukturę zdania. Lektorzy mieli trudności w udzieleniu nam odpowiedzi, ponieważ jako natywni użytkownicy języka mieli dostęp do wszystkich reguł tworzenia zdania w PJM. Niektóre reguły są dosyć subtelne i choć natywny użytkownik języka rozróżnia miedzy nimi bez problemu, na poziomie podświadomości, trudno będzie mu opisać takie reguły. Po polsku można powiedzieć "Jan je jabłko", "Jan jabłko je", "jabłko je Jan", "je Jan jabłko" - i wszystkie te konstrukcje niosą lekko odmienne znaczenie, czego ja jestem świadomy w wyniku wyrobienia sobie intuicji językowej na studiach, ale przeciętny natywny użytkownik języka polskiego stwierdzi zapewne, że wszystkie te konstrukcje znaczą to samo. Taki problem mieli nasi lektorzy, ale to nie był tak naprawdę problem ich, ale zarządu szkoły (osób odpowiedzialnych za metodykę). W przygotowaniu kursu powinni byli określić, jakiej składni trzymamy się na początku. Taką składnię opisano nam na trzecich zajęciach - mamy konstruować zdania według modelu MAMA MOJA GŁUCHA (czyli najpierw ogólne pojęcie, potem jego dookreślenie, potem modyfikator / czasownik). Szkoda, że nie powiedziano nam (a raczej lektorom) tego od razu. Codzienne spotkania lektorów z zarządem owocowały określaniem, który z podanych wariantów znaku obowiązuje jako oficjalny, a który jest regionalny, albo niesie nieco inne znaczenie, którego nie da się wyjaśnić na tym poziomie. Takie decyzje powinny być podjęte PRZED rozpoczęciem się kursu! Należało usiąść przy liście znaków w podręczniku i zdecydować, jakiego wariantu będzie się nauczać. Podobnie ze składnią. Niepewność co do wariantów i składni to duży błąd metodyczny i winić należy za niego organizatorów.
Aaa, spóźniłem się na zajęcia! reszta później :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz